11/29/2014

Rozdział 5. [+16]

Edytuj post
Merit wiedziała. On wiedział. To było rano. Aż do wieczora. W czeluściach podziemia. Strach niewyobrażalny oraz dusza nikła. Miliardy ciał uśmierconych. Demony. Upadłe anioły. Tajemnicze wycia oraz wrzaski. Ciepło. Później gorąco. Normalny człowiek, by nie wytrzymał. Ona wytrzymała. Ona wiedziała. Nie jest normalnym człowiekiem. Nic już nie będzie normalne. Nic już nie będzie takie jak było kiedyś. Kiedyś było tak samo.


- Wezwałeś mnie tu, aby... - powiedziała Merit.

- Twoją powinnością jest wiedza o tym. Powinność piekielna. DOSŁOWNIE – stwierdził on, demon, upadły.

-  Podobno nie jesteś taki straszny, jak cię malują – powiedziała dziewczyna ubrana tylko w gorset oraz wysokie obcasy.

-  Pozory - powiedział starszy mężczyzna, ledwo siedzący na swoim tronie. Do swojej wypowiedzi dodał przekleństwa ku Bogu.

- Zacznij - rozkazała

- Sprawię - za pomocą pstryknięcia palcami znaleźli się w innej części piekła. Była bardzo ciemna. Jedynym co Merit widziała, było łóżko. Ogromne, czerwono-czarne łoże.

- Przyjemność sprawię oraz niewierność trawię – powiedziała to co każda z jego partnerek seksualnych musiała odmówić ku czci kosmatego. Miał ich miliony. Władca podziemia zmienił się w swoją naturalną postać. Demona. Budowę miał jak człowiek, jednak jego skóra była czerwona, miał dużo zmarszczek. Jego oczy miały aż trzy centymetry wysokości, a jego źrenice przypominały kocie. Nie miał tęczówek. Jego nos zajmował połowę twarzy. Każda jego dziurka od nosa miała dwa centymetry. Sam nos rozciągał się od jednego polika do drugiego. Miał małe usta, z których wydobywały się trzy, dwudziestu-centymetrowe, różnokolorowe języki, które zawsze oblizywały jego twarz oraz ciało partnerki. Nie miał przednich zębów, a tynie były tak duże, że wychodziły z jamy. Na twarzy miał ogromną ranę – przekleństwo od Boga. Z niej codziennie o 3:00 wychodził sześciocentymetrowy karaluch, przyprawiając Lucyfera o ból oraz jeszcze większą nienawiść do Boga. Za każdym razem, gdy robił coś złego, jego cera pękała. Jedyne włosy wychodziły z jego ogromnego pieprzyka, który Bóg zrobił za kataklizmy na Ziemi. Do największych należała klęska dinozaurów, z tych pomniejszych, które i tak miały znaczenie dla człowieka, powódź na Haiti oraz wiele więcej. Mógł przybrać dowolną, ziemską postać. Bóg zrobił ten pieprzyk, aby każdy anioł poznał po tym, że to szatan w innym ciele. Był wychudzony niczym anorektyk. Merit położyła się na łóżku, rozłożyła ręce, aby ten mógł ją wziąć. Przypiął ją kajdankami do łoża. Była jego kolejną partnerką łóżkową. Kochanką. Seksowna. Zawstydzona. Bez uczuć. Dostała tylko szacunek. Czuć pot. Śmierdzi. Merit jęczy. Długo. Od dnia ziemskiego do nocy ziemskiej. Demony patrzą. Składają pokłon. Dostaną jedzenie. Biały płyn. Potężne jedzenie, potężny napój. Litry. Każdy dostanie tylko trochę. Dwa dni. Skończyli. Zawstydzona. Zmieszana. Koniec.










Zanim skomentujesz to wiedz, że ten rozdział trochę odbiega od standardu LA. Napisaliśmy go trochę... inaczej - dziwniej. Jest przeznaczony dla osób letnich. A teraz zapraszam do komentowania!

Brak komentarzy:

Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation