10/31/2014

Rozdział Specjalny 2

Edytuj post
29/30 noc października,
 2:59 przedmieścia

 Na drzewach słowiki zaczęły odlatywać, by ustąpić miejsca skowronkom. Krople rosy delikatnie okryły wszystkie rośliny. W wyludnionej części Los Angeles stała mała, dwupiętrowa, drewniana chatka. Z jej wnętrza co jakiś czas usłyszeć można było wrzaski oraz jęki. A był to dom Merit.


- Idiotic quod pessime cogitetis! Bardus Dei stultus vitae Dilectissimi in infernum! Idiotyczne dobro! Idiotyczny Bóg! Idiotyczne życie! Kochane piekło!

- Merit dziecko! Opamiętaj się! Ja, jako demon, inaczej przeżywałam okres dojrzewania! Nie bój się, kosmaty patrzy na nas. Nie dopuści cię do gołębicy! - powiedziała mama dziewczyny, zamykając czwarte, metalowe drzwi z łańcuchami.

Były na wypadek taki jak ten. Kobieta miała oczy, które do złudzenia przypominały kocie - tęczówka była żółta, a źrenica nie przypominała ludzkiej.

- Quid igitur! Ja już nie mogę - powiedziała, płacząc oraz drapiąc się po twarzy, raniąc przy tym swoje oczy.

Siedziała na podłodze na środku pokoju. Meble były poprzewracane, a ona sama była naga. Czuła jak obca dusza wstępuje w jej ciało. Zamknęła oczy, a następnie ponownie otwarła. Po chwili jej oczy nabrały czerwonego koloru. Nastoletnia dziewczyna wstała oraz uderzyła w ścianę swoją ręką. Jako pół-demon miała ogromną siłą, a przemiana w zupełnego demona jeszcze nie nastąpiła. Po ścianie pozostały tylko drewniane deski leżące na podłodze w pokoju obok. Dziewczyna coraz bardziej przypominała postać, która na pewno nie była człowiekiem. Jej skóra przybrała bladoróżowy kolor, oczy były całe czarne wraz z tęczówką oraz częścią białą.


31 października,

- Jason... Jason! - mama Jasona próbuje go obudzić - Wstawaj już!

- Mamo, jeszcze chwilę! - powiedział umieszczając poduszkę na głowie.

- Nie ma chwili! Spóźnisz się do szkoły! - powiedziała, odsłaniając okno od rolet.

- No dobrze - Jason wstał, wyciągnął ubranie z szafy oraz udał się do łazienki.

Gdy zrobił sobie toaletę, zjadł śniadanie oraz dokańczał zadanie domowe z chemii - nauczycielka była niebywale wredna oraz lubiła wstawiać jedynki. Chłopiec wyszedł z domu i szedł tą samą drogą co zawsze. Jak zawsze wstąpił na krótką modlitwę do kościoła. Ukląkł na klęczniku i się pomodlił. Ponieważ wyszedł przed czasem, usiadł na siedzeniu, by jeszcze trochę pozostać w kościele. Wpatrywał się z ogromną energią w tak zwaną wieczną lampkę, która znajdowała się przy tabernakulum. Uśmiechnął się, następnie do kościoła weszła kolejna osoba. Była to starsza pani, która pomimo tego, że w było dużo innych miejsc, przysiadła się do Jasona. Miała na sobie różowy beret, który krył jej siwe włosy. Spojrzała na chłopca siedzącego obok, a gdy zobaczyła, że nie jest taki jak reszta ludzi z jego grupy wiekowej, delikatnie się uśmiechnęła. Chłopiec odwzajemnił uśmiech. Wyszedł z kościoła i obrał drogę na skróty. W drodze do szkoły zauważył małego pieska. Jak zwykle nie mógł przejść obojętnie obok zwierzaka.

- Ale z ciebie słodziak! - przytulił nieznajomego pieska, ten zaszczekał oraz zamachał ogonem - A gdzie jest twój właściciel? - powiedział zmartwiony.

Przypomniał sobie, że musi już iść do szkoły, ale postanowił sobie, że jeszcze przyjdzie do nieznajomego pieska. Gdy dotarł do szkoły, schował kurtkę do szafki, a następnie udał się pod klasę numer piętnaście. Po minucie zaczęła się lekcja wychowawcza. Jak zwykle pani narzekała na hałas panujący w sali.

- Możecie rozmawiać, ale ciszej! - nalegała stłumiona głośnymi rozmowami uczniów. Po chwili ktoś zapukał do drzwi.

- Dzień dobry! My z samorządu; możemy coś ogłosić? - powiedziała dziewczyna otoczona dwoma chłopakami.

- Jasne. Zapraszam - nauczycielka wskazała miejsce przed tablicą.

- Dzisiaj, o osiemnastej, odbędzie się impreza Halloween'owa! Prosimy, by każdy przyszedł na hol w przebraniu! Nie zabraknie dobrej muzyki oraz przekąsek z napojami.

 - Z uczniów wybierzemy jedną, najlepiej przebraną osobę. Ta osoba otrzyma dzień wolny dla klasy. Dziękujemy i przepraszamy za przerwanie lekcji. - samorząd opuścił klasę.

W sali zrobiło się zamieszanie, głównym tematem ich rozmów były przebrania.

- A więc skończyliśmy na... - nauczycielce przerwał Jason podniósłszy rękę.

- Tak słucham?

- Według mnie nie powinniśmy obchodzić Halloween. Tym bardziej szkoła nie powinna tego wspierać - jest to niezgodne z religią naszego kraju, a co dopiero mówić o samym posza...

-  To nic takiego - stwierdziła nauczycielka - Ale obecność obowiązkowa!

  10 minut później, pokój nauczycielski

- Panie dyrektorze, możemy pogadać na osobności - nauczyciel religii, pan Jones, wskazał drugą stronę pokoju, gdzie nie było żadnego nauczyciela.

- Jasne - rudowłosy dyrektor szkoły, a zarazem nauczyciel francuskiego, pewnym krokiem przemierzył połowę pokoju. Za nim szedł teolog.

- Moim zdaniem szkoła, jako instytucja publiczna nie powinna wspierać świąt pogańskich. To kłóci się z zasadami moralnymi naszego chrześcijańskiego kraju - powiedział z pewnością i przekonaniem, że to on ma rację.

- Panie Jones; proszę nie kwestionować moich zasad. Halloween jest bardzo ważnym świętem i...

- I pogańskim świętem! W ten czas powinniśmy odpuścić sobie takie zabawy, ponieważ niedługo jest dzień zmarłych.

- Co nie zmienia faktu, że młodzież, jak i ja uwielbiamy Halloween! Jest to doskonałe święto.

- Nie jestem jakoś do tego przekonany! Naprawdę nie uważa pan, że modlitwa na cmentarzu za zmarłych dzień po jest ważniejsza?

- Nie! Absolutnie!

- Tyle że to kłóci się z naszymi zasadami i...

- Może pan dać mi wreszcie spokój?! Powiedziałem, że nie i zdania nie zmienię! Koniec kropka. - na koniec niezłego przedstawienia dyrektor tupnął nogą o podłogę.

Grupa innych nauczycieli z niedowierzaniem patrzyła na dyrektora. Ten zawstydzony wyszedł z pokoju i udał się do swojego gabinetu. Jego miejsce dowodzenia było ogromne. Złocista podłoga była ozdobiona białymi wzorami. Ściany były pokryte jasną czerwienią. Gdy dyrektor zajął swoje miejsce, naprzeciw drzwi oraz obok gablot, usłyszeć można było pukanie do drzwi.

- Proszę - powiedział głośno dyrektor.

- Mój panie - powiedział woźny - informacje ci przyniosłem.

- Mów - powiedział bezczelnie

- Z moich danych, od innych kolegów demonów, wynika, że jeden anioł, którego szukamy, jest na naszym kontynencie! - powiedział dumny z siebie woźny.

- Znakomicie! Jeśli jeden z głównych Speculator'ów znajduje się w obrębie tego kontynentu, to znalezienie go nie będzie stanowiło czasochłonnego problemu! Przeszukiwanie całego świata i przedczyścca zajęłoby nam ponad sześćset lat! Teraz gdy wiemy, że jeden z szóstki Speculatorów jest w Ameryce Północnej, z łatwością odnajdziemy go w ciągu roku! Tym razem nie wyślę cię na karę do Mavieatu. Może jeszcze się na coś przydasz... - powiedział dyrektor i zaśmiał się bardzo głośno. Następnie ugryzł dolną wargę i wstał.

- Dziękuję - woźny ukłonił się nisko.

- Proszę. Możesz już opuścić ten pokój - powiedział, drapiąc się po swoim pieprzyku, znajdującym się na lewym poliku. Następnie spojrzał w górę, zmrużył oczy i pokręcił głową na znak nienawiści. - Speculator'y - pomyślał.


14:10,
Dom Merit
 Merit po przyjściu ze szkoły, jak zwykle poszła do swojego pokoju i rzuciła plecak w kąt. Był to piątek - czuła wolność. Jednak ten dzień, dla każdego demona, był niezwykły. Dziewczyna wspominała, jak podczas dzisiejszej chemii, niekontrolowanie oznaczyła swym śluzem z ręki ćwiczenia nauczycielki. Wystarczył tylko dotyk, a już działy się nieszczęścia. Każdy demon, w postaci człowieka, nie może normalnie funkcjonować w to święto. Ostatnia noc też dała się we znaki. Półmetrowa dziura w ścianie tymczasowo została zakryta przybitymi deskami. Dziewczyna uwielbiała czytać. Cały jej pokój był pełen książek. Wyciągnęła parusetstronicową książkę i położyła się na łóżku. Zaczęła śledzić tekst, jednak  nie potrafiła się skupić. W jej domu było pusto. Mieszkała z nią pracująca godzinami, dzień w dzień, mama, z którą prawie nie rozmawiała. Jej najlepszym przyjacielem była książka. Jedynak tym razem nie miała ochoty żadnej przeczytać. Odłożyła ją na swoje miejsce, a następnie zaczęła medytować. To był jedyny sposób na zachowanie spokoju w ostatni dzień października. Nagle otworzyła oczy i przypomniała sobie, że za kilka godzin rozpoczyna się impreza Halloween'owa, a nawet nie ma jeszcze przebrania.

- Najlepszym pomysłem będzie... nie będę się przebierała... Uwolnię w sobie prawdziwą ja - stwierdziła, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.

Następnie podniosła powieki, a jej oczy nabrały czerwonego koloru. Jej skóra nabrała niebieskiego koloru, a włosy lekko pociemniały. Ubrała gorset oraz miniówkę. To był zdecydowanie jej własny, indywidualny styl. Wiedziała, że będzie się wyróżniać - tak było zawsze. Wyszła z domu oraz wsiadła w pierwszy autobus, jaki nadjechał.

Dom Katherine,

- Mój piracie! Mogę być twoją piratką? - Kath zaśmiała się do Andrew'a.


- Pewnie! Bardzo ładnie wyglądasz; może nawet będziesz wyglądać na imprezie lepiej niż ja!

- E... jasne... - powiedziała kolejny raz zażenowana zachowaniem Andrew'a.

- Musimy już wyjść! Dalej! - pośpieszyła chłopaka.

Chwyciła Andrewa za rękawek i pociągnęła do siebie. Wyszli z domu i udali się do szkoły. Katherine wyglądała naprawdę pięknie, jednak według Andrew'a to on zawsze był najlepszy i najprzystojniejszy. Gdy weszli, zobaczyli cały skład klasy. W tle grała mroczna muzyka, a na stołach były rozmaite przekąski. Jason, przebrany za zombie, oraz Jacob, który odziany był w... prześcieradło z otworem na głowę. Gdy nadszedł czas rozpoczęcia imprezy, nauczycielka wyszła na środek holu.

- Miło mi jest was tu wszystkich gościć! Zaczynamy imprezę! Przypominam, że trwa konkurs na najlepsze przebranie! - nauczycielka powiedziała przez mikrofon. Następnie odeszła i puszczono muzykę.

- Katherine... chodź na bok - powiedziała Merit, wskazując na korytarz.

- Okej - wraz z Merit wyszła z sali - Muszę cię pochwalić! Masz znakomity strój! Jak zrobiłaś te oczy? - powiedziała zdziwiona.

- Ja niczego nie robiłam... to jest moja rodzima postać...

- Jak to? Przecież nie powinnaś się w tym stanie pokazywać ludziom. A jak ON cię zobaczy? - zapytała wystraszona.

- Ale to jest niekontrolowana przemiana! Nie obchodzi mnie Lucyfer... Nie moja wina

- Wiesz jaki on jest...

- Nie obchodzi mnie to! Niech tylko skarze mnie na Mavieat!

- Jak chcesz...

- Ale czuję, że to nie koniec mojej przemiany - powiedziała opierając się o ścianę.

- Dasz radę - Katherine nie miała racji.

Merit stawała się coraz mniej ludzka. Jej dolna szczęka przesunęła się do przodu, a jej palce zaczęły się wydłużać. Tymczasem w klasie padały niemiłe teksty na temat przebrania Jacoba. Głównym ich autorem był Andrew.

- Nie dam - nagle z oczu Merit ciekła czarna ciecz.

Całą sytuację obserwował Jason. Gdy tylko zauważył, że  jest coś nie tak, lekko wzdychnął.

Na jego nieszczęście dziewczyny go usłyszały. Wystraszony Jason uciekł ze szkoły, a dziewczyny pobiegły za nim. Minął drzwi wyjściowe i skierował się w stronę lasu. Nigdy nie był wysportowany, ale teraz biegł ile sił. Gdy był przekonany, że znalazł się w bezpiecznym miejscu, postanowił zrobić sobie przerwę. Usiadł na kamieniu i wziął oddech. Gdy się obrócił, nikogo nie było. Wstał z zimnego kamienia i udał się wzdłuż drogi do domu. Gdy przechodził, usłyszał słowiki, gwiżdżące w rytm kroków chłopca.

Merit nie wytrzymała już wiecznego napięcia, nie mogła już utrzymać swej ludzkiej postawy. Spojrzała na pełny księżyc i zrobiła kilka kroków jako już dwumetrowy potwór. Gdy znalazła się przy drodze, zatrzymali ją turyści.

- Patrzcie dzieci jakie przebranie! To tak tutaj obchodzą to święto! - powiedział siwawy, niski oraz wąsaty pan.

W aucie prócz niego i córek była też jego żona. Ich minuty były policzone - Merit, albo raczej to, co w niej siedziało, zaplanowało pozbyć się cudzoziemców. Zabrała się za zabójstwo.

Gdy Jason otwierał drzwi od domu, słychać było krzyk małych dziewczynek.




Brak komentarzy:

Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation