11/08/2014

Rozdział 2.

Edytuj post
  Następnego ranka Jason obudził się bardzo zaniepokojony, rozważając swój nietypowy sen. Widział w nim trzy postacie, których nigdy nie miał przed oczami; była tam kobieta - najwyraźniejsza ze wszystkich. Albowiem miała długie, jasne włosy przepasane różnego rodzaju kwiatami. Rośliny te przypominały mu śliczne róże, które hoduje jego macocha. Jej oczy koloru bezchmurnego, jasnego nieba zaczęły ronić łzy. Na sobie miała białą szatę, która zaciśnięta była paskiem z wyszywanymi, cennymi klejnotami. Po chwili z jej ust wydobyły się słowa: „Kiedyś do mnie przyjdziesz. Znajdź klucz”. Kolejną postacią był młody mężczyzna. Miał brązowe oczy i włosy. Jego jasna cera idealnie komponowała się z ciemnymi, brudnymi ubraniami. Nie wykonywał żadnych czynności - po prostu stał i wpatrywał się przed siebie. Trzecią, ostatnią, a zarazem najmniej wyrazistą postacią, był człekokształtny, czerwony potwór. Po piętnastu minutach jego przyszywana mama wtargnęła do jego pokoju.



- Dzień dobry synku! Jak się spało? - spytała troskliwie.

- Dobrze. Lepiej zjem te kanapki, już późno... W końcu nie mogę się spóźnić!  – powiedział, zrywając się z łóżka i nerwowo szukał ubrań w swojej szafce.

- Czy coś się stało synku? - zapytała widząc jego gwałtowne ruchy budzące niepokój.

- Nie, nic się nie stało mamo. Naprawdę! - zapewnił lekko podniesionym głosem.

- Myślałam, że nie mamy przed sobą żadnych sekretów - oznajmiła smutno widząc zły stan chłopaka.

- No dobrze, spakuj się i pędź do szkoły, zobacz która godzina - Jason tak szybko, jak wstał, tak wyszedł.


Po dotarciu do szkoły rozpoczęła się lekcja języka angielskiego, na której pan Smith narzekał na słaby stosunek do przedmiotu jego byłych uczniów. Jednak co chwile flirtująca Kath zaczęła mu przeszkadzać.

- Uczennico! Proszę się zachowywać! - krzyknął, plując na osobę siedzącą w pierwszej ławce.

Wtedy w całej klasie zrobiło się cicho, a dwadzieścia osiem par oczu było wpatrzonych w ową dziewczynę.

- No cóż, dzisiaj będziesz mogła to mniejszym stopniu nadrobić... Ogłaszam projekt! - Uczniowie zaczęli skandować, by pokazać swoją niechęć oraz lenistwo, do robienia prac w pierwszym dniu szkoły - Proszę o spokój! Każdy z was przygotuje w parach, które ustalimy później, projekt na temat „Kamienie szlachetne”. Minimum 3 strony A4 oraz nie chcę wygniecionych kartek. Wiecie co i jak, teraz pora ustalić kto z kim będzie w parze.

Po krótkotrwałym losowaniu Katherine została wylosowana przez Jasona - czego się bardzo obawiał. Po skończonej lekcji Jason udał się do psora, prosząc o zmianę partnera do projektu.

- Proszę pana! Tylko ja włożę coś w ten projekt. Ona tylko się podpisze - oznajmił smutny chłopak, marszcząc brwi.

- Specjalnie dałem ci karteczkę z jej imieniem. Chciałbym cię prosić, abyś pomógł jej trochę w angielskim. Z tego, co widziałem na lekcji, ona jako jedyna nie uważała - powiedział zawiedziony nauczyciel, widząc brak zapału ucznia.

- Naprawdę nie da się nic z tym zrobić? - spytał nieszczęśliwy uczeń.

- Decyzja podjęta. Proszę, pomóż jej, ona jest naprawdę zdolna... Tylko gdyby zmieniła towarzystwo...- próbował przekonać swojego najlepszego ucznia.

- Chyba tu nic nie wskóram... - powiedział niezadowolony, wychodząc z gabinetu profesora. Po lekcjach Jason musiał umówić się z Katherine, aby omówić u kogo i kiedy mają zrobić projekt.

- Może u ciebie? - spytał chłopak

- Nie, u mnie nie. U ciebie - rozkazała

- Skoro naprawdę masz zajęty dom, możemy przyjść do mnie.

- Okej, to wpadnę w sobotę o dwunastej.

    3 września,

- Posprzątaj pokój! Ona nie może do ciebie przyjść, jak masz tutaj taki syf! - stwierdziła przyszywana mama.

- Oj mamo! - powiedział nie wiedząc, że jest to jego macocha.

- Proszę to sprzątnąć. Obiad będzie za dwie godziny... Gdzie jest twój ojciec? - powiedziała zaniepokojona.

-No właśnie! Miał dzisiaj szybciej kończyć. Może on jest...

- Nie denerwuj mnie!  - przerwała mu, uderzając ręką w stół.

Następnie poszła do kuchni robić obiad. Dopiero pół godziny po ustalonym przez nastolatków czasie zadzwoniła dzwonkiem do drzwi.

- Chyba trochę się spóźniłaś... - powiedział zażenowany, rejestrując jej czarny strój, który miał na sobie przesadną ilość ćwieków.

- Nie szkodzi – zapewniła, wchodząc jak gdyby nigdy nic do jego pokoju.

Gwałtownie rzuciła torebkę wraz z różnymi przyborami na łóżko. Sama usiadła na krześle, a Jason musiał się zadowolić niewygodnym taboretem.

- Przyniosę nam coś do picia, a ty rozłóż plakat, który jest w kącie ściany – powiedział wychodząc z pokoju w stronę kuchni.

- Okej! - Kath zajęła się rozkładaniem dużej, białej kartki na podłodze.

  Przygotowała już przybory oraz położyła torebkę na rogu kartki, aby wcześniej zwinięta kartka od nowa się nie złożyła. Po chwili jednak Jason przyszedł, trzymając w rękach dwie szklanki soku jabłkowego. Położył je ostrożnie na małym stoliczku oraz usiadł po drugiej stronie arkusza.

- O czym to miało być, bo zapomniałam?

- Temat to kamienie szlachetne – odpowiedział.

- Okej, to może tu będzie tytuł – wskazała na sam środek kartki.

- Lepiej dać go trochę wyżej.

- Tak może być? - naszkicowała ołówkiem tytuł pracy.

- Wspaniale! - Jason wstał po laptopa, aby uzyskać informacje na temat kamieni jubilerskich.

- To kto pisze? - zapytała.

- Może ty? Ja ci będę dyktował gdzie i co – uśmiechnął się.

- Nie... lepiej nie...

- Czemu? - spytał zdziwiony.

- Ja nie za bardzo umiem... - stwierdziła zawstydzona.

- Ale co nie umiesz? Nie umiesz pisać? - spytał zdziwiony.

- Nie! Głupi jesteś! Nie za bardzo znam te wszystkie głupie zasady ortograficzne i inne... Nie lubię zasad! Po prostu – powiedziała lekko zdenerwowana.

- Okej... to ja zajmę się pisaniem – zadecydował jeszcze bardziej zdziwiony.

- I dobrze.

- Mogę się dowiedzieć, dlaczego nie znasz zasad pisowni?

- Nie ważne! Nie powinno cię to obchodzić

- Wiesz... jesteś całkiem inna, niż myślałem.

- Weź się odwal – zaprotestowała.

- Mogłabyś być trochę milsza... - powiedział, zabierając się za pisanie – Skoro nic nie robisz, to możesz poszukać jakichś kamieni z mojej szafki. Powinny być w kasztanowym pudełku – wskazał na środkową półkę.

- Są! - potwierdziła, wyciągając pudełko z szafki, w której był oszałamiający porządek.

- Okej, to wybierz te najładniejsze.

- Ale jak je przykleimy? Klej raczej się tu nie przyda - zapytała.

- Gdzieś mam taśmę klejącą – powiedział, skończywszy pisać główne informacje.

Następnie wyciągnął tasiemkę ze swojego piórnika. - Jak chcesz to możesz wybrać jakieś kamienie jako przykłady

- Okej – przeszukiwała pięciocentymetrowe pudełko wypełnione kamieniami szlachetnymi.

Wyjmowała tylko te najładniejsze. Aż w końcu trafiła na pierścień który miał na sobie półcentymetrowy, piękny, biały oraz lśniący diament.

- Ale cudo! Idealnie nada się do naszej prezentacji! - powiedziała ucieszona – Teraz to przyklej!

- Nie, nie możemy...

- Ten diament jest cudowny! Weź go przyklej!

- Nie, nie możemy. Ile razy mam ci powtarzać?

- Andrew miał rację, jesteś sztywniakiem.

- Jak ci się tak Andrew podoba to dlaczego nie zrobisz z nim tego projektu?! Ten kamień to jedyna pamiątka jaka mi została po mojej mamie! Jak możesz, to powiedz twojemu chłopakowi, żeby się ode mnie odwalił!  - podniósł głos.

- Nie wiedziałam. Sor... - nagle na klatce schodowej słychać było krzyki – co się dzieje?

Okazało się, że pijany ojczym chłopaka zrobił awanturę.

- Błagam! Tylko nie to... - powiedział przygnębiony.

- Mój też... – powiedziała smutna.

- Wiesz... może jednak kiedy indziej to zrobimy.
- Okej – powiedziała sięgając po plecak – Nara.

- Cześć – pożegnał dziewczynę zawstydzony zachowaniem ojczyma.

  Schował plakat do szafy oraz poszedł zobaczyć, jak jego rodzice się kłócą. Doszło do ostrej wymiany zdań, ale gdy ojczym chciał uderzyć jego macochę, to chłopak rzucił się na niego, tak, że obydwaj wylądowali na podłodze. Jego przyszywany tata szybko wstał i koślawym krokiem doszedł do łóżka. Zasnął.

- Gdzie Mamo będziesz spała? - stwierdził bardzo zmartwiony, widząc, że na łóżku gdzie zasnął jego upojony Ojciec, nie było już miejsca. Jedynym wolnym łóżkiem było to Jasona.

- Wyciągnę sobie materac z góry – wskazała na półkę.

- Nie. Ty pójdziesz na moje łóżko, a ja wezmę materac.

- No dobrze.

Gdy on i jego macocha się przebrali w pidżamy, położyli się na swoich posłaniach.

  Zza ściany odzywało się donośne chrapanie jego ojczyma. Jason nigdy nie mógł zasnąć przy nawet najmniejszym hałasie, więc dzisiejsza noc nie należała do jego ulubionych. Ponieważ chłopak strasznie się nudził, przebrał się i wyszedł z domu.

  Zrobił kilkanaście kroków, aż doszedł do parku i zatrzymał się na ławce, gdzie rozmyślał o spotkaniu z Katherine i o ojczymie. Obserwował pracującego dozorcę sprzątającego opadłe liście. Ponieważ było ciemno, jego zasięg wzroku był ograniczony, jednakże mimo to zauważył psa. Był to mały szczeniaczek rasy labrador. Chudy pies zapiszczał z prośbą o jedzenie. A ponieważ Jason nigdy nie umiał odmawiać – musiał zaspokoić głód zwierzęcia. Poszedł do najbliższego, całodobowego sklepu spożywczego kupić kiełbaskę. Wziął dwie – jedną dla siebie, a drugą dla labradora. Gdy wyszedł, psa już nie było.

  Jason był bardzo religijny – codziennie chodził do kościoła. Ponieważ dziś nie zawitał w kościele, teraz chciał tam się udać. Po drodze zjadł jedną kiełbaskę, a drugą schował do kieszeni. Otworzył wielkie, potężne oraz drewniane drzwi wejściowe kościoła. Dotknął wody święconej, zrobił znak krzyża oraz ukląkł. Następnie zajął miejsce w pierwszym rzędzie naprzeciwko ołtarza. Pomodlił się w intencji nieznajomego psa oraz rodziny. Wstał oraz wyszedł z kościoła. Poczuł na karku chłodny powiew wiatru. Gdy miał już odejść w swoją stronę, w tyle przed kościołem znalazł tego samego psa co sprzed kilkudziesięcioma minutami. Chłopiec podbiegł do niego, wyciągnął kiełbaskę z kieszeni i dał głodnemu labradorowi. Ten spałaszował to w mniej niż pół minuty – ten widok zadowolił chłopaka. Pożegnał się z nieznajomym psem i poszedł do domu spać.




Brak komentarzy:

Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation